Kontynuując wątek wyjątkowych formacji, przeniesiemy się do Prus z przełomu XVII i XVIII wieku.

Giganci z Poczdamu, bądź też potocznie Lange Kerls, czyli „długie chłopy”, byli jednostką czysto reprezentacyjną. Jak już wspomniałem w tytule, ich powstanie było niejako zachcianką następcy pruskiego tronu, Fryderyka Wilhelma I Hohenzollerna.

Fryderyk I Wilhelm

Zostali sformowani w 1675 roku, jeszcze za panowania Fryderyka I, jako reprezentacyjny regiment grenadierów. W skład oddziału wchodziły dwa bataliony, z których każdy składał się z czterech kompanii liczących po 200–250 ludzi. Do tego należy dodać sztab oraz oddziały pomocnicze, co po zsumowaniu daje od 2500 do 3200 żołnierzy. W pruskiej strukturze wojskowej widnieli jako Regiment Nr. 6 – Königsgrenadierregiment.

Czas porozmawiać o ich wyposażeniu oraz wymaganiach, jakie musiał spełnić rekrut. Przede wszystkim wzrost – przyszły członek pułku musiał mieć co najmniej sześć pruskich stóp, czyli co najmniej 188 cm. Przy średnim wzroście w tamtym okresie (168 cm) robiło to duże wrażenie. W tym przypadku narodowość, pochodzenie bądź doświadczenie militarne nie miały żadnego znaczenia, dlatego w oddziale byli mężczyźni z całej Europy.

Byli ubrani w czerwoną mitrę grenadierską, niebieskie kurtki, czerwone spodnie, białe pończochy i czarne buty. Ze względu na wzrost prawdopodobnie korzystali ze zmodyfikowanych muszkietów pruskich wz. 1772, choć nie ma źródeł potwierdzających masową produkcję specjalnej broni dla tej jednostki. Na uzbrojeniu mieli sztylety, bagnety tulejowe, a w przypadku oficerów i podoficerów także pistolety skałkowe. Nosili również bandoliery, w których trzymano amunicję.

Za koniec formacji uznaje się rok 1740, czyli datę śmierci Fryderyka Wilhelma I i przejęcie tronu przez Fryderyka II. Jednak nie oznaczało to całkowitego rozwiązania jednostki, a jedynie zmianę jej roli oraz zmniejszenie liczebności do jednego batalionu. Przysłowiową „kropką nad i” była klęska Prus pod Jeną i Auerstedt w 1806 roku oraz zajęcie Berlina przez wojska napoleońskie.

Na koniec chciałbym dodać kilka ciekawostek i faktów, o których wcześniej nie wspomniałem. Król miał tak dużą obsesję na punkcie wysokich żołnierzy, że był w stanie zrobić dla nich wszystko. Wydał fortunę, by wynajmować najemników i kupować rekrutów, często z innych armii. Polecił także swoim agentom wyszukiwać odpowiednich ludzi wśród cywilów. Swoich „olbrzymów” wysyłali mu chociażby cesarz Austrii, sułtan Imperium Osmańskiego czy car Rosji Piotr Wielki . Ten ostatni miał nawet sprzedać kilku za słynną Bursztynową Komnatę.

Niektórzy żołnierze byli zmuszani do ślubu i posiadania dzieci z wysokimi kobietami. Dlatego oddział ten nazwałem fanaberią – Fryderyk Wilhelm, będąc chory, wydawał im rozkaz maszerowania po komnacie, co miało sprawiać mu dużą przyjemność. Z racji wzrostu, często spowodowanego chorobą, niektórzy z rekrutów nie byli nawet w stanie walczyć.

Najbardziej znanym członkiem oddziału był James Kirkland, Irlandczyk mierzący 217 cm. Jednym z najwyższych miał być natomiast Daniel Cajanus – szwedzko-fiński olbrzym, który rzekomo osiągnął niemal 2,5 metra wzrostu. Jednak według lekarza i autora Jana Bondesona, który badał i pisał o nim, miał 234 cm. Wzrost ten potwierdzają współczesne relacje London Annual Register oraz badania zachowanych części jego szkieletu. Warto także wspomnieć Antoniego Pohla ze śląska mierzącego 216 cm.

James Kirkland w Pruskim mundurze Wikipedia Commons

Na koniec dodam, że współcześnie działa stowarzyszenie Lange Kerls, do którego – spełniając określone warunki – można dołączyć i brać udział w rekonstrukcjach historycznych.


Bibliografia:
Bondeson Jan, The Pig-faced Lady of Manchester Square and Other Medical Marvels, 2004.
,,Account of the Irish Giant”, London Annuala Register, 1760.
The Military Engineer, tom 30 Society of American Military Engineers
1938.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ciekawostka


„Dzieci jeszcze bardzo delikatne wsadzają do worka, aby spały”
W średniowiecznej Polsce, nawet kilka wieków po przyjęciu chrześcijaństwa, wciąż praktykowane były ludowe praktyki, które miały chronić noworodki przed złymi siłami i zapewnić im pomyślność w życiu. Mnich Rudolf, który prawdopodobnie był autorem XIII-wiecznego rękopisu o dobrej spowiedzi podawał:
*” Dziecko błogosławią [matki] źdźbłem słomy, na którym zrobiły węzełek”.
„Do kąpieli po chrzcie wkładają dziewięć rodzajów ziarna, wszelkiego rodzaju żelastwa, a pod palenisko wsadzają czarną kurę, naprzeciw której tańczą, zapaliwszy światła”.
*” Podobnie po chrzcie dziecka nóżkami jego dotykają gołego ołtarza, sznur dzwonu kładą mu na usta, rączkę kładą na księgę, aby się dobrze uczyło, a prześcieradłem z ołtarza głaszczą jego twarz, aby było piękne”.
„Z błony porodowej dziecka odgryzają trzy kawałki, które zamieniwszy w proch, dają ojcu do pożywienia, aby kochał dziecko. I inne jeszcze odrażające praktyki wykonują z ową błoną porodową.
*„Do pierwszej kąpieli dziecka wkładają jajko, które ojcu dają do spożycia”.
Wspomniane ludowe praktyki i rytuały, miały zapewniać dzieciom bezpieczeństwo, pomyślność, zdrowie, powodzenie w nauce, pobożność, a także miłość ojcowską.
W średniowieczu śmiertelność wśród noworodków była bardzo wysoka, więc ich matki, kierując się troską i matczyną miłością chciały uchronić dzieci od śmierci i zła.
Cytaty pochodzą z tak zwanego „Katalogu magii” Rudolfa z Rud (koło Raciborza). Rudolf był cysterskim mnichem, który spisał usłyszane podczas spowiedzi praktyki magiczne. Tekst krytykował stosowanie zabobonnych, pogańskich praktyk magicznych oraz rytuałów, które Kościół katolicki starał się wypleniać. „Katalog” Rudolfa był swego rodzaju instrukcją dla duchownych, o co mają pytać ludzi podczas spowiedzi i co mają starać się wykorzeniać.

This will close in 0 seconds